poniedziałek, 25 maja 2015

Od Liliany


-Wy tępe wilki! Jak śmiecie oskarżać mnie o takie rzeczy?!-Denerwowałam się.
-Liliano uspokój się! Wszyscy wiedza ze to ty, że to ty to zrobiłaś!
-Przecież t nie ja! Wiecie że to Nileronikano! A poza tym nikt nie zginął!
-Nileronikano został wygnany dawno temu! A gdyby ktoś zginął? Przykro mi, ale nie chcę ryzykować śmiercią kogoś z watahy (i to po raz kolejny) i oficjalnie...
-Odchodzę z watahy.- Wycedziłam.
Już, już miałam odejść gdy nagle coś mnie podkusiło. Odwróciłam się i...przytwierdziłam alfę do ziemi. Wszyscy już chcieli mu pomóc, i wrzasnęłam:
-Jeśli ktoś się ruszy to go zabiję!
Cofnęli się. Oślepiłam alfę na jedno oko i wzbiłam się z powietrze śmiejąc się szyderczo. Wywołałam burzę, jakiej nikt jeszcze nie widział. Stanęłam na jednej, jedynej białej chmurze. Po 3 dniach dałam im spokój. Rozgoniłam chmury i odleciałam. Po kolejnych trzech dniach, nie dość że byłam głodna, spragniona i zmartwiona...to leciałam bez przerwy już 3 dzień...Masakra... W końcu ułożyłam się na jednej chmurze. W powietrzu złapałam kilka ptaków (szczerze? były pyszne). Wypiłam część wody z chmury i...zasnęłam na najpuszystszej. Po kilku godzinach byłam już w pełni sił. Zleciałam na dół. Znajdowałam się w środku lasu na mchu. Fajnym mchu. Wokół było cicho i spokojnie. Całość natomiast była odziana w zapach kwiatów (które właśnie kwitły) i...wilków. Ciekawe jakich. Po prostu żyć nie umierać. W tamtej chwili postanowiłam odszukać kogoś z watahy. Ruszyłam wolno przed siebie. Po drodze upolowałam sarnę i ją zjadłam. Następnie znów ruszyłam. Nagle zobaczyłam ślady łap. Miały około 5 godzin. Ruszyłam za śladem. Biegłam i biegłam za zapachem. W końcu stanęłam w krzakach i zobaczyłam...jakiegoś wilka. Przyglądałam mu się chwilę.
-Ktoś tu jest? -Spytał wilk.
Najwyraźniej wyczuł moją obecność.
-Wyjdź z ukrycia!
-Spokojnie. Nie miałam złych zamiarów. Nie chciałam cie denerwować...
-Nie, nic się nie stało. Kim jesteś?
-Jestem Liliana, ale mów mi Lilia.
-Ja jestem...em...Rifft.
-Miło mi.
Uśmiechnęliśmy się (nie wiem czemu).
-Należysz do watahy Niespokojnych Dusz?
-Nie, ja nie należę do żadnej watahy.
-To...a może chciałabyś dołączyć?
-Z chęcią. Gdzie alpha?
-Chodź zaprowadzę cię.
Poszliśmy na zachód. Rifft cała drogę opowiadał o Watasze Niespokojnych Dusz. Z jego opowieści wynikało że ta wataha jest najlepsza na świecie. W końcu doszliśmy do wielkiej jaskini. Rifft zawołał kogoś. Z jaskini wyszedł jakiś basior. Był to alpha. Przyjął mnie do watahy, apotem gdzieś poszedł.
-Rifft mógłbyś oprowadzić mnie po terenach?
-Ok.
Rifft oprowadził mnie po całych terenach. Potem zaproponował krótki lot nad terenami watahy. Wzbiliśmy się w powietrze. Lataliśmy około godziny, może dwie. Potem stanęłam na chmurze. Heh...mina Rifft`a była bezcenna. Zeszłam z chmury.
-Mógłbyś mnie zapoznać z innymi członkami watahy?
-Z chęcią.
Poznałam wszystkich ludzi. Następnie poszliśmy na małe polowanie. Zobaczyliśmy sporego jelenia. Pogoń i zabicie go trwały około pół godziny. Potem zaczęliśmy jeść. Nagle Rifft spytał się mnie:
                                                                        <Rifft?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz